poniedziałek, 29 lipca 2013

Prawa strona mocy


Legenda głosi, że po skończeniu studiów człowiek powinien zasiąść do stworzenia swojego profilu absolwenta. Ja z dwojga złego zdecydowanie wolę swój lewy profil. Mimo to postanowiłam raz na zawsze zerwać z pracą na lewo i przejść na jasną stronę mocy.

Swój brak zainteresowania tworzeniem CV i uzasadnianiem w listach motywacyjnych, jaka to jestem wspaniała i jak cudowny jest mój przyszły pracodawca, ostatecznie wyraziłam bezpośrednią wizytą w urzędzie.

Bałam się, ale to nic strasznego, chociaż każde dziecko wie, że generalnie urzędy nie są miejscami hołdowania sympatycznym relacjom. Dostałam numerek, zapukałam do właściwych drzwi i znowu poczułam się jak mała dziewczynka, gdy urzędniczka na dzień dobry rzuciła mi spojrzenie mówiące „nie będę się do niej odzywać, bo i tak nie zrozumie”. Pani okazała się jednak miła, bo odezwała się do mnie aż dwa razy, w tym raz była nawet milutka, bo zrobiła błąd w przepisywanym na komputer formularzu. W efekcie wyszłam z urzędu pomyślnie zarejestrowana.

Od czterech tygodni mam najlepszą na świecie szefową, chociaż nie powiem - bywa zrzędliwą kwoką, której nic nie pasuje i wszystko jest za wolno, za późno, za mało. Wtedy mam ochotę sprzedać jej kopa i rzucić tę robotę.

Jestem zatem dobrze zapakowanym trzypakiem: sterem, żeglarzem i okrętem. Firma nazywa się Allure, a pieczątka* z napisem „Maja Urbańska Allure” to dowód na to, że gdy człowiek wystarczająco długo upiera się przy swoim, to może i coś z tego wyjdzie. Droga do tego żeby było, jak jest, nie powiem - była długa i stresująca.

Mam nadzieję nie popełniać karygodnych błędów i nie lądować co chwila na plecach a jeśli już, to mam nadzieję że ktoś wyciągnie z tego lekcję dla siebie. I właśnie po to jest ten blog.

*Prawda jest taka, że pieczątki jeszcze nie mam. To jedna z tych drobnostek, o których tak bardzo chcę pamiętać, że aż zapominam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz